#1 2013-11-15 01:08:28

Requ

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 15
Punktów :   

Jeszcze nie mam tytułu :P

Miasto tętniło życiem nawet późnym wieczorem. Głosy, śmiechy, wyzwiska a nawet donośne pierdy tworzyły niepowtarzalną atmosferę wieczorów w tawernach. Nie mogła powiedzieć, żeby to lubiła; wszakże, to nie wypada. Ale nie mogła z czystym sumieniem przyznać, by ją to odpychało. Ten gwar był równie naturalny co szemrzący strumyk w górach. Mimo wszystko dość skutecznie zagłuszał transmisję.
Jak każdy członek Ligii miała niewielki kryształ, w którym mogła obserwować te mecze Ligii w któych nie uczestniczyła. Co prawda długo nie mogła się przekonać do tego wynalazku, ale ostatecznie, kiedy w walce biorą udział bliske osoby...
Póki co walka była dość wyrównana. Jedna śmierć na korzyść Noxus, jeszcze nic nie było przesądzone.  Rengar właśnie wyzionął ducha, Lux się zagapiła...niedobrze. Przynajmniej Vi sobie jakoś radzi...Zważywszy na okoliczności.
Nagly komunikat o śmierci Rammusa ją zdziwił. Czemu w takim stanie postanowił zaatakowac Dariusa? Na dodatek sam Darius chwile potem po prostu wszedł do krzaka i...umarł. Coś tu nie grało.
Poruszyła palcami ponad kryształem, cofając transmisję. Patrzyła uważnie co się dzieje. Kątem oka dostrzegła jakiś niebieski kształt. Zmrużyła oczy. Jeszcze raz obejrzała fragment, szczegóły gubiły sie w zamazanym obrazie i załamaniach kryształu, ale to ewidentnie sylwetka yordla. Bardzo mała i niewyraźna, ale jest. Zaś jeśli chodzi o śmierć Dariusa...Całe zajeście było jeszcze bardziej niewyraźne, na dodatek skryte w krzaku, ale mogłaby przysiąc, ze widziała ogień i pioruny.
Odstawiła kryształ. Uniosła kufel do ust i zrobiła duży łyk.
Z tym meczem było coś nie tak i jeśli ktoś ma dojść do tego, co dokładnie, to tylko ona.
Odstawiła kufel i założyła kapelusz. Wstając, mruknęła pod nosem
- Biorę tę sprawę.


Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak było zbiegowisko wokół drzwi karczmy. Caitlyn nie zamierzała przeciskać sie między zapitymi, spoconymi bywalcami. Wystarczyło, że się odezwała.
-Chłopcy, chciałabym wyjść. Odpowiedni ton działał lepiej niż najbardziej nawet celne grzmotnięcie kogoś łokciem. Draby odwróciły się nagle, i gdy zobaczyły kto do nich mówi, odskoczyły od drzwi jak oparzeni. Caitlyn uśmiechnęła sie uprzejmie.
-Dziękuję wam bardzo. Rufus, jak tam twój pokątny interes? Wielki brodacz ze szramą ciągnącą się przez cały policzek zdawał się nagle zmaleć o kilka centymetrów. Spojrzał so swoich kumplach przerażony. Zaczął się pocić. A przynajmniej zaczął się pocić jeszcze bardziej.
- Ja...nie...Pani szeryf, od pół roku, ani jednego obrazeczka, ani pół!
- Chcesz powiedzieć, że nagle nikt nie chce kupować tych twoich sprośnych obrazeczków ze mną? Czy może, po prostu teraz robisz ryciny z Vi albo inną cżłonkinią Ligii? Wielki drab wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Nie no z panią szeryf...to znaczy nie...no...Ja ino uczciwą...tą... morelną robotą się zajemujem!
- Ha. Zapewne. Powiedz mi, co to za zbiegowisko przy tych drzwiach się zrobiło?
- Ano, zaczął Rufus, wyraźnie szczęśliwy ze zmiany tematu, no jakie cudo na środku rynku się zjawiło, to i my chcieli troche popaczeć...
- Mhm...Caitlyn nie odpowiedziała. Zanim osiłek skończył mówić, już wiedziała, że coś jest nie tak. To zawodowa intuicja. Czym prędzej otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.
Główny rynek Piltover był bardzo duży i zazwyczaj ludzie, stragany i przekupki niemal się z niego wylewały. O tej godzinie jednak wiekszość stoisk i namiotów było już zwinięta, powinno być pusto. Mimo to na środku rynku tłoczyła się chyba setka ludzi. Wszyscy zadzierali wysoko głowy.
Caitlyn także uniosła wzrok i zobaczyła co było powodem zamieszania. W powietrzu, dokładnie nad centrum rynku unosił się olbrzymi balon. Był zszyty z kawałków skór i pokryty pstrokatymi wzorami. Była już gotowa uznać to za kolejny eksperyment kogos z uniwersytetu, kiedy raz jeszcze przyjrzała się wzorom na balonie. Były wymalowane jaskrawą, różową farbą i byly tak nieskładne, że wydawały sie chaotycznymi mazami, jednak jeśli sie przyjrzeć, wyglądały prawie jak głowa kobiety. W wysokim kapeluszu.
-Ojej. Mruknęła i wyciągnęła swój karabin. Przyłożyła oko do lunety i ustawiła soczewki. Istotnie, na balonie wymalowana była jej własna karykatura w porównaniu z którą dzieła Rufusa wyglądały jak portrety królów. Aczkolwiek czarny ząb i kozia bródka dodawały wszystkiemu charakteru. Podobnie jak napis "NUDIaRa" zaraz pod malunkiem. Caitlyn szybko spojrzała niżej, na to co było podwieszone zaraz pod balonem.
- Ojej. Mrukneła ponownie kiedy dostrzegła kształt zapalnika. Połączonego, rzecz jasna, z materiałem wybuchowym...Chwilczekę. Tego ostatniego było mniej niż by się spodziewała. Więc z czym połączone jest całe urządzenie? Wyglądało jak olbrzymi kanister z...
-Oj..Nie zdąrzyła mruknąć po raz trzeci albowiem światełko na zapalniku zmieniło kolor z zielonego na czerwone. Ona zaś ledwie zdąrzyła zasłonić twarz kapeluszem, zanim rozległ się rodzierający uszy wybuch a ona sama poczuła jak oblepią ją fala gęstej, zimnej farby.

***

Ciężko opisać zamieszanie na rynku. Wszystkie kamienice, ludzie...Wszystko pokryte równą warstwą intensywnie różowej farby. Zważywszy na okoliczności mogło być dużo gorzej, jednak i tak kaoszty będa olbrzymie. Caitlyn stała w jednej z ciemnych alejek slumsów, takich gdzie nikt się za zapuszcza jeśli nie chce skończyć z nożem między żebrami. Na ogół lubiła odwiedzać takie miejsca, odprężały ją. Jednak tej nocy była głównie poirytowana. Jej współpracownik się spóźniał a ona od dwudziestu minut bezskutecznie próbowała zdrapać tę przeklętą farbę z soczewki jej kapelusza. Cała była pokryta jednorodną warstwą różu, za wyjatkiem twarzy co sprawiało, że wyglądała jakby założyła jakiś dziwny, obcisły kombinezon.
- Widze, że szefowa wybiera w tym sezonie modne kolory? Głos sam w sobie był bardzo głęboki, a fakt, że dobywał się z otchłani klatki kanalizacyjnej jedynie potęgował ten efekt.
- Na oko ćwierć miasta bedzie się nosiła w tym kolorze po dzisiejszym incydencie. Spóźniłeś się. Oświadczyła Caitlyn zimnym, profesjonalnym tonem. Nie mogła pozwolić, by nowy rekrut zobaczył ją zdenerwowaną.
- A tak. Dwójka pętaków próbowała włamać się do sklepu. Sądziłem, że wystarczy ich nastraszyć, ale chcieli się bić. A wie szefowa, że jak się dobrze bawisz to tracisz poczucie czasu...
- Rozumiem. Pamiętaj, najpierw obowiązki, potem zabawa. Nawet jeśli starasz się łączyć przyjemne z pożytecznym.
- Tak jest. Więc, chciała pani ze mną rozmawiać...
- Istotnie. Wyjeżdżam. Wydaje mi się, że coś dzieje się w Lidze. Musze powęszyć.
-"Wydaje się" pani?
-Tak. Z czasem uczysz się poznawać którym przeczuciom wierzyć a którym nie.
- Jasne, a ja w tym czasie...
Caitlyn westchnęła cicho. Wiedziała, że rekrut nie bedzie chciał tego przyjąć. Niemniej wierzyła w niego.
-Ten wybuch farby na rynku. Jinx coś kombinuje, a ja nie mam ludzi którzy mogliby sobie z nią poradzić pod moją nieobecność. W otchłani klatki kanalizacyjnej coś zabulgotało.
- Jinx co? Troche gruby kaliber...Chyba nie jestem gotowy, żeby się za nią uganiać...
-Urodziłeś się gotowy.  Słuchaj, wiem, że prosze cię o wiele, ale jeśli ci się uda, będzie to powód...
-...żeby uznać mnie obywatelem Piltover...Serio?
-Sądzę, że tak. Cisza się przedłużała. Szeryf zaczynała martwić się, czy aby rekrut nie odszedł bez słowa. Jednak po chwili, z otchłani kanału znów go usłyszała.
-Biorę tę sprawę.
Caitlyn uśmiechnęła się z aprobatą. siegneła do jednej z jej sakw i wyciągneła powykręcany, osmolony kawałek metalu. Zgrabnym ruchem wrzuciła go do studzienki kanalizacyjnej.
-To kawałek zapalnika. Popytaj ludzi. Może ktoś będzie kojarzył skąd można taki dorwać. Ah...weć też to. Z innej zakwy wyciągnęła odznakę Szeryfa Wolnego Miasta Piltover. Odznaka była złota, świeżo wypolerowana i lśniła majestatem. - Nie możesz używać jej oficjalnie...Jeszcze nie. Ale sądzę, że mimo to, zaświecenie nią przed oczami niektórych złodziejaszków i krętaczy powinno zadziałać. Wierzę też, że niedługo będę ci ją mogła wręczyć oficjalnie.  Położyła odznakę obok kratki, zaś z jednego z jej otworów wyłoniła się długa, galaretowata, zielona macka która powoli, niemal z nabożnym szacunkiem pochwyciła odznakę i szybko porwała ją w odmęty kanału.
- Ja...dziękuję szofowo. Do dużo dla mnie znaczy.
-Wiem. Dlatego ci zaufałam. A teraz wybacz. Musze szybko udać się do Instytutu Wojny.
- Rozumiem.
Caitlyn już odwróciła się by odejść, kiedy usłyszała jeszcze raz głos z dołu.
-I...szefowo?
-Tak, Zac?
- Zanim szefowa wyjedzie...proponowałbym kąpiel.
Spojrzała na grubą różową skorupę która zaczeła powoli już pękać.
- A wiesz, że chyba istotnie tak zrobię...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ultrasforum.pun.pl www.super-gra-pokemon.pun.pl www.swd-fight.pun.pl www.borntobefree.pun.pl www.animp-pw.pun.pl