#1 2013-07-05 21:09:40

 LaKotita

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 8
Punktów :   

Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

W tym wątku piszemy opowiadanie zbiorowe w realiach LoLa. Każdy może dopisywać kolejne części. Wybieramy i prowadzimy jedną postać spośród wylosowanych przez maszynę losującą. Gl & hf

Bea: Jarvan IV, Rammus, Vayne.
Req: Urgot, Fiddlesticks, Udyr - a jednak Rumble.
Qaav: Kha'Zix, Xerath, Lux
Talvi: Draven, Vi, Nasus.
Aszszur: Rengo, Cassiopeia, Twisted Fate.
Arun - Veigar, Sion, Shen.
Kara - Sona, Vayne, Twisted Fate.


***

Było późno w nocy, gdy Lux zdecydowała, że nie ma sensu dłużej próbować zasnąć. Wyczerpujący trening zmęczył ją, ale nie była w stanie powstrzymać galopujących myśli. Nie obawiała się jutrzejszej walki; mimo to niezliczone plany, strategie i triki wypełniały jej głowę. Zastanawiała się, czy czempioni Noxusu tak samo przewracają się z boku na bok w swoich łóżkach. Może w ogóle nie kładli się dziś spać – może wychylają kolejne kufle piwa, wykrzykując przechwałki, groźby i przekleństwa pod adresem wrogów? Nie... pewnie raczej pochylają się nad mapą, a generał Swain chudym palcem wskazuje, na których ścieżkach mają się skupić, a w których krzakach przygotować zasadzki. Na samą myśl o przeciwnikach serce Lux szybciej zabiło; poczuła, jak rośnie jej determinacja, by wygrać jutrzejszy mecz. Nie próbowała dłużej uspokoić myśli. Zrzuciła z siebie kołdrę, owinęła się białym, cienkim szlafrokiem i wyszła z sypialni.
    Gałka różdżki rozsiewała blade światło, gdy dziewczyna lekkim, prawie bezszelestnym krokiem zbiegała po schodach. Zamek, w którym czempioni zajmowali komnaty przed meczem, był rozległy. Nocami bywało w nim chłodno, ale Lux nie czuła dziś zimna. Była zdeterminowana, by wygrać i to rozgrzewało jej zmęczone wieczornym treningiem mięśnie.
    Otwierając drzwi do biblioteki, zgasiła różdżkę i poprawiła szlafrok. W środku było jasno – może nie tylko ona nie mogła zasnąć tej nocy? Weszła między wysokie regały, przebiegając wzrokiem setki grubych tomów. Rzadko tutaj zaglądała, pamiętała jednak mniej więcej, jak poustawiane są działy. Historia nic tutaj nie pomoże, chociaż kto wie... Może coś o taktyce? Nie wiedziała, od czego powinna zacząć, gdzie szukać wiedzy, która mogłaby wpłynąć na przebieg jutrzejszego meczu. Stała więc między półkami, niezdecydowana, czy wspiąć się na drabinę i przyjrzeć tytułom z bliska.
- Hrrrrpppfff!
Lux podskoczyła jak oparzona, słysząc dziwne charknięcie za plecami. Różdżka w jej ręku rozjarzyła się jasno. Doskonale widziała w mocnym świetle, które innych raziłoby i oślepiało. Kiedy tylko zlokalizowała istotę, która wydała z siebie alarmujący dźwięk, od razu zmniejszyła blask swojej broni.
- Ojej, przepraszam! Już to gaszę.
W jednym z foteli, ustawionych w półkolu na środku komnaty coś się poruszyło. Duża  kula zlewająca się z ciemnym obiciem mebla rozwinęła się powoli. Zabłysły złociste oczy, przymrużone i podrażnione blaskiem, który przed chwilą sprawił, że pancerznik w odruchu obronnym zwinął się w kłębek. Wyraźnie Rammus też spał czujnie. Lux zauważyła, że na stole przed jego fotelem leżało kilka otwartych książek. Nie miała pojęcia, że dziwny stwór potrafi czytać. Prawdę mówiąc, bardzo mało o nim wiedziała – kolczasta istota nie należała do rozmownych.
- Pewnie chciałeś się wyspać przed jutrem... Przepraszam, że cię obudziłam. - powiedziała, chcąc przełamać niemiłą ciszę.
Pancerznik patrzył na nią przez chwilę.
- Ok.
Pewnie więcej z niego nie wyciągnie... Podeszła do stołu i odwróciła książki, patrząc na litery tłoczone na ich grzbietach. "Największe spiski wszechczasów". "Powszechna historia zdrady". "Brudne zagrania, czyli najgorsze, czego możesz się spodziewać po swoim wrogu". Podniosła oczy na pancerznika. Na tyle, na ile potrafiła odczytywać wyraz jego twarzy, był czujny i skupiony. Poczuła nagły niepokój.
- Też ci się wydaje, że Noxus coś knuje? - zapytała cicho. - Mam przeczucie, że to nie będzie zwykły mecz... Powinniśmy się jakoś przygotować, ale nie wiem jak. Powiedz, że panikuje bez powodu...
Rammus spoglądał na nią z powagą.
- Mhhmm. - mruknął twierdząco, a ona nie wiedziała, na które z jej pytań odpowiedział w ten sposób.

Ostatnio edytowany przez LaKotita (2013-07-06 00:32:21)


"Na przejściu na czerwonym świetle stoi harcerz i starsza pani. Babcia kaszle. Na to harcerz:
- Na zdrowie!
- Ale ja kaszlałam, a nie kichałam, chłopcze.
- Jak dla mnie, to pani mogła i ch*jem się zadławić, ale dla harcerza najważniejsze jest dobre wychowanie!"

Offline

 

#2 2013-07-05 22:15:11

Requ

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 15
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Dzień toczył się bardzo powoli. Vanessa rozstawiła stragan, wyłożyła wszystkie swoje sery i usiadła na stołku. Od samego rana nie musiała z niego wstawać ani razu. Przechodnie mijali ją i jej stragan nie rzuciwszy nawet okiem na jej wspaniałe sery. Zegar na szczycie ratusza wskazywał już prawie południe. Vanessa westchnęła i oparła głowę na podwiniętym kolanie. Przybyła do Bandle City ze swoimi wspaniałymi serami, bo była pewna, że kto jak kto, ale tak światowe yordle jak te mieszczuchy docenią dobry ser, a jednak  siedziała tu i gapiła się na wysokie kominy i myślała o...
-EKHEM!
Chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia. Wstała i spojrzała przed siebie. Nic, tylko masa mijających ją błękitnych czupryn. Spojrzała w lewo - nic. W prawo - nic. Vanessa położyła spiczaste uszy po sobie.
-HAAAALOOOO!
Z niepokojem poruszyła wibrysami. Podrapała się po głowie. Czyżby z nudów zaczeła mieć przywidzenia? Nigdy się to jej nie przydarzało. Choć na wsi nigdy nie miała czasu na nudę. A...a może to jeden z jej przodków mówi do niej z poza grobu?
- H...halo? Czy to ty dziadku?
- Co?! Tu jestem!
Vanessa nachyliła się nad ladą i dopiero wtedy ujrzała najniższego i najchudszego yordla jakiego w życiu widziała. Był niewiele wiekszy od dziecka, za to miał wielkie, dorodne uszy i tak samo wielkiego irokeza. Przekrzywił pyszczek z grymasie niezadowolenia.
- Komu mam nastukać, żeby dostać trochę chrzanionego sera ja się pytam!?
- Ja...ja przepraszam pana. Ja nie zauważyłam...
- TAK, WIEM. Bo jestem niski. Wiem. Jasne. Dobra. Spoko. Daj mi sera dobra? Ino szybko.
- Oczywiście proszę pana. Czy zechce pan ser kozi czy... Niski yordl parsknął.
- Dobra, niech bedzie kozi. Mam kumpele której róg z wrażenia spadnie jak jej dam kozi ser. Będzie śmiesznie.
Vanessa ukroiła spory kawałek  sera i podała go małemu yordlowi. Dopiero teraz zauważyła, że jest on ubrany w dziwny szary kombinezon z całą masą dziwnych narzedzi, wytrychów, kluczy i śrubek przytroczonych do pasa. Już miała zapytać po co mu całe to żelastwo, kiedy rozległ się wibrujący dzwięk dzwona. Odruchowo spojrzała na wieżę zegarową. Dokładnie dwunasta. Mały yordl zaklął i wsadził ser do torby.
- O ja cię kręcę! Muszę lecieć, spóźnię sie na teleport!
- Tele...
-Słyszałaś o Lidze Legend mała?
Vanessa otworzyła szerzej oczy. Oczywiście, że słyszała. Wszyscy słyszeli, czy ten knypek sugeruje, że... Nagle, gdzieś głęboko z pomiędzy odmętów pamięci przypomniała sobie historie o pewnym małym yordlu w wielkiej maszynie. Czy to możliwe, że to on?
- Czy ty jesteś...? Nie skończyła pytania, yordle zaczął biec wzdłuż ulicy ile sił w jego małych, krótkich nogach. Zatrzymał się jednak na moment, zręcznym ruchem odwrócił się do niej i krzyknął z rozbrajającym uśmiechem
- Rumble mała, jedyny i niepowtarzalny! Po czym wbiegł między inne yordle.
Vanessa zamarła na moment, po czym sobie uświadomiła, że jej klient nie zapłacił. Jasne, pomyślała, też mi bohater! Jak mogła się tak dać nabrać!? Była wściekła, łzy nabiegły jej do oczu i spłynęły po kosmatych policzkach. Wtedy kątem oka dostrzegła złoty poblask wylatujący gdzieś z tłumu. Otarła oczy i zobaczyła wielką złota monetę leżącą na ladzie.

Offline

 

#3 2013-07-05 23:08:38

Leon

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 9
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Lux czuła się nieswojo spędzając czas z małomównym pancerznikiem. Chciała opuścić bibliotekę, zostawiając Rammusa w samotności – ale co jeśli zrani jego głęboko skrywane uczucia? Być może on naprawdę czerpie przyjemność z jej towarzystwa, a obce są mu ludzkie odruchy? Zwykle ci, którzy niewiele mówią są najbardziej samotni! Wiele pytań kłębiło się w jej głowie; w końcu zostali wybrani, by razem stanąć w obliczu wroga! Muszą się poznać! Zwykle dzień przed walką rozprawiano całą noc o taktyce! A Rammus… cóż.
- Czy… czy masz jakiś pomysł na pierwsze starcie? – zapytała w końcu, przerywając gęstniejącą wręcz ciszę. Sunęła dłonią po grzbietach alfabetycznie poukładanych tomisk. Lubiła ich zapach, kojarzył się z zajęciami w demaciańskiej szkole magii. – Pamiętam słowa mojego brata, że początki zwykle ważą losy całych bitew! Musimy zacząć pewnie, agresywnie i szybko! Zgodzisz się ze mną?
Rzekła to zbyt głośno. Zdawało jej się, że Rammus zmrużył ślepia, choć po zgaszeniu różdżki spowijała ich ciemność. Nie była więc pewna. Przygładziła nerwowo włosy, owinęła się szczelniej szlafrokiem i mówiła dalej, nie zważając na milczenie towarzysza:
- Ach, Demacianie rzadko plamią swój honor porażką. Każdego dnia przemierzając te same leśne ścieżki, kryjąc się w krzakach czy brnąc ku legowisku smoka – czuję taką presję! Moi ludzie chcą… żądają wspaniałych wieści! W dodatku ten pretensjonalny głos Przywoływacza! Te jego oczywiste komendy… Rozumiesz mnie, Rammusie? To istny koszmar! A co ty czujesz, gdy musisz kogoś nadziać na swój kolec?
Nim myśli nadążyły nad słowami, minęło parę długich sekund. Choć ciemność w tej chwili była jej sprzymierzeńcem, lico płonęło ze wstydu. Odwróciła więc wzrok; błękitne oczy spoczęły teraz na zakratowanym oknie.
Była pełnia. Księżyc budził w dziewczynie niespokojnego ducha –  niechaj nadejdzie świt! Jasność! Tyle godzin mroku to czas najgorszych przeczuć. Za dnia mogła wykorzystywać swój potencjał w zupełności; a teraz… słyszała w głowie niespokojne głosy. Dźwięki rodem z koszmarów… Zbyt wiele widziała, by móc zasnąć. Nie była już przecież małą dziewczynką. W dzisiejszych czasach dzieciństwo traci się bardzo szybko, nie miała  co do tego najmniejszych wątpliwości. Kiedy ostatnim razem była na jakimkolwiek balu? Lux tęskniła za domem, za schadzkami z Ezrealem…
A musiała być tutaj. Dlaczego akurat z Rammusem? Niechże on coś powie! Jeśli zapanuje brak komunikacji podczas oblężenia, porażka jest gwarantowana! Niech go licho…!
Gdy Lux klęła w myślach na milczącego towarzysza, zupełnie nie zwróciła uwagi na obłą postać, która płynęła w powietrzu, daleko za biblioteką. Niewielki punkcik na horyzoncie w rzeczywistości musiał być czymś ogromnym…
Płynął żabką. A na ramieniu przewieszoną miał wielką kotwicę. Zniknął parę chwil później, gdy Lux wciąż niedowierzała w jak paskudnej atmosferze musi odpoczywać.
Świat jest bez wątpienia pełen dziwactw i przeoczeń.

Ostatnio edytowany przez Leon (2013-07-06 19:05:38)

Offline

 

#4 2013-07-05 23:50:27

 Talvi

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 22
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

- Weź parasol.
- Weź parasol, weź parasol... Mam przecież swoje rękawice. Po co mi jakiś tam parasol? - Burknęła pod nosem Vi, po czym zarzuciła plecak na ramię i stanęła przed drzwiami gotowa do wyjścia. Kątem oka spojrzała na swoją przyjaciółkę. -  Czasami zachowujesz się, jakbyś była moją matką.
- Czasami tak się czuję. - Westchnęła ciężko Caitlyn. - Nigdy nic nie wiadomo. Droga do Instytutu Wojny nie jest może taka długa, ale te chmury na horyzoncie nie wyglądają zbyt zachęcająco. - Stwierdziła szeryf wciskając jakieś zawiniątko do plecaka Vi.
- Co Ty mi tam wciskasz, mała, co? - Burknęła różowowłosa.
- Babeczki.
- Babeczki? Po co mi jakieś babeczki? Czy ty już całkiem oszalałaś, że wciskasz mi babeczki do... - Vi obróciła się na pięcie i spojrzała podejrzliwie na swoją przyjaciółkę. - Chcesz mi powiedzieć, że upiekłaś babeczki specjalnie dla mnie? - Caitlyn nic nie odpowiedziała tylko przytuliła swoją towarzyszkę i czule poklepała po ramieniu.
- Trzymaj się i nie zapomnij poczęstować pozostałych. - Dodała z uśmiechem.
- Jasna sprawa. - Odparła Vi, mimo iż miała dziwne przeczucie, że żadna z babeczek nie doczeka końca podróży.

* * *



Był już późny wieczór i padało coraz mocniej, gdy Vi dotarła do zamku, w którym członkowie jej drużyny mieli spędzić noc przed walką. Zabranie parasola okazało się dobrym pomysłem. Hextechowy wynalazek Heimiego wyposażony w wielkopowierzchniowy, automatyczny osuszacz skutecznie uchronił od deszczu zarówno ją, jak i jej rękawice. „Nie ma nic gorszego od czyszczenia zalanych obwodów”. - Pomyślała. Uchroniłby pewnie i babeczki, ale tym, od ostatniej przerwy w marszu niewiele już zagrażało.

Gdy znalazła się już we wnętrzu budowli rzuciła w kąt wszystkie swoje toboły. Niepewna gdzie iść dalej wyjęła z kieszeni kartkę na której zapisała sobie co ciekawsze informacje dotyczące jej drużyny. „Lugz, Rengo, Ramóz, Rambel”.Nie należała do Ligi Legend wystarczająco długo, żeby poznać każdego z nich. O niektórych słyszała tylko kilka plotek. Była ciekawa jak spisują się na polu bitwy i jak poradzą sobie jutro, ale póki co postanowiła rozejrzeć się za jakimś cichym kątem dla siebie.

Ostatnio edytowany przez Talvi (2013-07-06 11:17:10)


Why Vi? Becouse TalVi... Hahahahahahahahahahahahahahahaha... Get it?

Offline

 

#5 2013-07-06 00:30:09

Aszszurak

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 1
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Minięcie, cięcie, parada i odskok...
Doskok, ryk, cięcie, znikam...
I jeszcze raz, jeszcze raz... Aż w nogach poczuł pierwsze skurcze mięśni pracujących w maksymalnym napięciu.
- Tak, to będzie dobre na początek - wyszeptał sam do siebie zjadliwym głosem.
Wrócił do ćwiczeń, choć z powodu zmęczenia nie szło mu już tak dobrze. Niedokładne cięcie, uskok zbyt krótki i gdzie właściwie były te krzaki? Ech, ostatnio te bitwy coraz dłuższe i dłuższe. Mechanicznie powtarzane czynności uwolniły potok myśli do tej pory skrępowany i skupiony na perfekcyjności wykonanego ćwiczenia.
- A oni co, tyle godzin i nikogo w sali treningowej. Jutro się przekonają, zobaczą komu braknie kondycji, kto będzie zbyt wolny, nawet pomimo najlepszych butów. O tak... - myślał, a żyły na jego pysku nabrzmiały jeszcze bardziej.
Wtem włochate uszy na głowie Rengara obróciły się w kierunku korytarza:
- O, a jednak ktoś przyszedł potrenować, już ja z niego wycisnę siódme poty, żeby jutro nie było wstydu...

Ostatnio edytowany przez Aszszurak (2013-07-06 00:30:54)

Offline

 

#6 2013-07-06 02:03:15

Requ

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 15
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Tristy, jak każda porządna dama, miała swoje humory. Dziś postanowiła nie strzelać harpunami. Wyrzutnia harpunów była standardowym problemem, Rumble nie miał pojęcia czemu maszyna nie jest zdolna do wystrzelenia więcej niż dwóch na raz, kiedy według planów miała być zdolna do strzelania długimi seriami. Ale dziś się zwyczajnie uparła, za każdym razem kiedy Rumble przyciskał guzik, Tristy wydawała dziwny cykajacy dzwięk. Rumble nie był pewien, czy nie wybuchnie. Świadom tego, jak delikatny mechanizm udało mu się zawrzeć w środku swojego pojazdu, z najwyższą pieczołowitością i precyzją, z całej siły przywalił w bok maszyny kluczem nasadowym. Poczuł lekkie wibracje rozchodzące się po jego ciele, kiedy metal zgrzytnął o metal. Odłozył klucz i znów spróbował uruchomić wyrzutnię harpunów. Wcisnął guzik, nic się nie stało. Rozdrażniony przycisnął go znów. I znów. I znów. W końcu coś trzasnęło i pojedyńczy, naelektryzowany harpun przeciął powietrze i wbił się w ścianę.
Tuż obok czyjejś twarzy.
Rumble zdziwił się. Nie sądził, że o tej godzinie ktoś jeszcze będzie chodził po dziedzińcu zamku. W końcu przed jutrzejszą bitwą należy się przygotować i wyspać i bla bla bla... Tymczasem, w środku nocy, ktoś tu był. Osobnik stał w zupełnej ciemności, tuż poza promieniem światła jaki dawała latarnia Rumbla.
-Hej kolego, tu się pracuje. Wiesz. Kryj ryj. Postać zaśmiała się cicho i bardzo powolnym krokiem weszła w okrąg światła. Rumble zauważył, że utyka i wspiera się laską.
- Jak pewnie zauważyłeś, młody yordlu, już skrywam swą twarz. Jednak, jak sądzę, chodziło ci o coś innego. Generał Swain skinął nieznacznie głową na powitanie. Jego dziwny, potworny kruk zakrakał przeciągle.
- A, ty jesteś tym Noxiańskim kolesiem z ptaszkiem. Ta, kojarzę cie. Jak leci? Rumble stwierdził, że skoro staruch nie zamierza wspominac o tym, że o mało co nie roztrzaskał mu czaszki, to on nie bedzie schodził na ten temat.
- Wybornie, wprost wybornie. Swain spojrzał z dołu na pojazd, z zaciekawieniem przekrzywił głowę. Było w tym geście coś ptasiego. - Muszę przyznać, że znajduję twą machinę wielce kuriozalną. Jest niewątpliwie śmiercionośna pomimo swego niezbyt zatrważającego wyglądu. Jest to cecha, którą głęboko cenię.
- Ta, któregoś dnia pomaluję ją na czarno i walnę jeszcze czerwone płomienie, to bedzie wyglądała jak trzeba. Rumble przyjrzał się swemu rozmówcy. Generał, jak zwykle, ubrany był w drogi, misternie zdobiony, ciężki kontusz w kolorze zieleni i złota. Jak zwykle także, skrywał pół swej starczej twarzy za chustą. Yordl czasami się zastanawiał co on takiego pod nią chowa.
No i oczy. To było najbardziej przerażające w Swainie. Nie jego potęga i wpływy. Nie czarna magią którą władał. Nawet nie ten dziwny kruk. Spojrzenie jego zielonych oczu. Nie ważne co mówił, ani co robił, zawsze patrzył w ten sam sposób, zimny, kalkulujący i zdający się przewiercać cię na wskroś. Rumble nie zamierzał mierzyć się z nim wzrokiem, splunął i ostentacyjnie wrócił to reperowania Tristy.
- Wiesz długonogi, miło się gawędzi i wogóle, ale jutro mamy meczyk, a w twoim wieku sen jest ważny...
- Masz rację młody yordlu, alkowa już na mnie czeka. Jednak zanim pójdę spać, chciałem złożyć propozycję. Rumble nawet na niego nie patrzył, skrył głowę głęboko w maszynerii swego pojazdu.
- Nie wiem co chcesz sprzedać staruszku, ale ja nic nie kupuję, co więcej... Swain mu przerwał.
- Twoja maszyna..."Tristy"...prawda? Pięknę, sentymentalne imię. To twoje magnum opus, nie mylę się?
- To mój opos czy nie nie chcę...
- Oferuję ci całą maszynerię Noxus. Wszystkie laboratoria, kuźnie, wszelką wiedzę naszych uczonych. Dzięki naszej pomocy twoja maszyna stanie się idealną machiną wojenną, czymś o czym bardowie twojego ludu bedą śpiewać przez wieki po twojej śmierci. Swain podszedł bliżej, w świetle latarni jego oczy zdawały się wręcz jaśnieć zielenią. - Wszystko to w zamian za jedną, drobną rzecz.
Zręcznym ruchem wydobył z połów swojej szaty drobną buteleczkę, nie większą niż pół ludzkiego palca.
- Ukochana księżniczka Luxanna na początku jutrzejszego boju zaopatrzy sie w mikstury leczące. Zawsze to robi. Chcę byś dodał kilka kropel do jednej z tych mikstur. Nic więcej. Nikt się nie zorientuje. Nikt nie powiąże tego z tobą. To wszystko. Co ty na to?
Rumble stanał na fotelu pilota i patrzył się szeroko otwartymi oczami na generała. Nic nie mówił przez dłuższą chwile.
- Czyli plotki o tym, że jesteś jakimś geniuszem, czy coś takiego są przesadzone, co nie? Swain przechylił głowę, zmrużył oczy. Rumble kontynuował.
- Naprawdę sądzisz, że jestem jakąś poczwarą która zdradzi mój zespół?
- Laboratoria Noxus...
- Nie są mi potrzebne! Rumble aż podskoczył z wściekłości. - Nie potrzebuję waszych laboratoriów ani innych bzdetów. Tristy jest moją maszyną, zrobiona od początku do końca przez yordla i stanie się idealną maszyną bojową dzięki pracy yordla i nikogo więcej! A nawet gdybyś mi zaoferował całe złoto Runterry, nigdy bym się nie zgodził na zdradę! Zabieraj się starcze nim jeszcze nie rozgłosiłem tego wszystkim!
- Nie masz dowodów yordlu. Dobrze więc, jeśli istotnie chcesz aby twoja machina pozostała ledwie działającym pośmiewiskiem Ligi... Nie skończył. Harpun z elektrycznym świstem wbił się w ścianę tuż obok tego pierwszego. Jeszcze bliżej twarzy Swaina.
- Taaaa...sądze, że to pośmiewisko ma uszkodzoną wyrzutnię harpunów, wiec na twoim miejscu bym brał nogę za pas. I weź swoje ptaszysko ze zobą, jasne!?
Swain przez krótką chwile spojrzał z pogarda na yordla, lecz istotnie odwrócił się i bez słowa odszedł. Rumblowi wydawało się, że w ciemności jeszcze długo widział sześć błyszczących na czerwono oczu.

***

Jerycho Swain, Wielki Generał Noxus szedł wolnym krokiem wzdłuż alejki okalającej zamek. W oddali za nim młody Rumble wyładowywał wściekłość i oburzenie waląc bezmyslnie w swój pojazd. Kruczyca zakrakała cicho. W jej skrzeku było pełno wyrzutu.
- Zamilknij Beatrice. Wiedzieliśmy oboje jaka będzie jego reakcja. Czasami plan wymaga przełknięcia dumy. Czasami musisz dać głupcowi się wykrzyczeć. Ptak spoglądał na niego wyraźnie nie przekonany. Swain westchnął i pogładził jej głowę.
-Krzyki i inwektywy głupca nie mają znaczenia. Znaczenie ma to, że ten obłąkany gryzoń będzie węszył i szukał zdrady i podstępu przez całą bitwę. Przy odrobinie szczęścia opowie o tym swojej drużynie. Swain zamilkł na chwile. Pozwolił sobie na krótką kontemplację pięknego księżyca. Lubił noc i  świadomość, że większość świata bezmyślnie oddaje się sennym marzeniom, zupełnie niegroźna i bezmyślna. Tylko jego umysł wciąż pracował, ustawiał osoby, motywy i zdarzenia niczym układankę. Z zamyślenia wyrwała go wielka ociężała sylwetka przelatująca na tle księżyca. Wydawała się płynąć żabką. Swain milczał przez chwilę, wracając myślami do Rumble'a i jutrzejszego starcia. W końcu dodał
- Wszystko zgodnie z planem.
Beatrice zakrakała radośnie.

Offline

 

#7 2013-07-06 13:06:07

 Talvi

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 22
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Szukając miejsca w którym mogłaby spędzić resztkę nocy dziewczyna natknęła się na komnatę, która na pierwszy rzut oka przypominała jakiś rodzaj sali treningowej, przygotowującej bohaterów do walki na Polach Sprawiedliwości. Sala ta, wśród różnego rodzaju wyposażenia, kryła swego lokatora. W świetle księżyca dostrzegła istotę kryjącą się wśród atrap krzaków i innych pałek wodnych. Był to dorodnych rozmiarów kot, choć gdy podszedł do niej bliżej, nie była już tego taka pewna. Koty chyba nie powinny być aż tak duże, nie powinny mieć też tak wielkich pazurów i przedziwnych opasek na oczach. Po chwili namysłu Vi stwierdziła, że to chyba jednak nie jest kot. Tak. Nawet na pewno.
- Jesteś z mojej drużyny? - Zapytała tajemnicza istota głębokim, męskim głosem.
- Tak... a właściwie to... nie wiem. – Ty pewnie jesteś... - Spojrzała pospiesznie na trzymaną w ręku kartkę papieru. - ...Rengo! Prawda?
- Ta... - Przerośnięty kot splunął na posadzkę. - Chciałaś poćwiczyć?
- Nie, jestem zbyt zmęczona... -  Vi mogłaby przysiąc, że jej rozmówca nie był zadowolony z tej odpowiedzi. - Słuchaj, nie wiesz, gdzie mogę tutaj spokojnie walnąć w kimę? Ta kamienna posadzka nie wygląda na zbyt wygodną, a nie chce mi się włóczyć po całej tej „hacjendzie” do rana szukając jakiejkolwiek, jego mać, kanapy.
- Hmmpf. - Burknął z pogardą Rengar. - Powinniśmy ćwiczyć, a nie... spać.
- Nie za późno na to, żeby ćwiczyć? - Zdziwiła się dziewczyna. - Chyba warto jutro być w dobrej formie i nie zasnąć w trakcie walki. Kilka dodatkowych przewrotek raczej niewiele tutaj zmieni.
- Hmm...  - Zamyślił się Rengar.

Ostatnio edytowany przez Talvi (2013-07-06 13:08:58)


Why Vi? Becouse TalVi... Hahahahahahahahahahahahahahahaha... Get it?

Offline

 

#8 2013-07-07 18:57:08

 LaKotita

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 8
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Chwilę przed wyjściem na arenę różowowłosa dziewczyna wybuchła, dając upust całej złości:
- Jak wy chceta to wygrać, do kurwy nędzy?! Czemu nikt nic nie gadał, że nie mamy strzelca na dolną linię?! Powiedziałabym Cait, że ona ma iść za mnie! Co ja im niby mam zrobić, he? Kapciem w nich rzucać?!
Gdy wybrzmiały jej ostatnie słowa, zapadła ciężka cisza. Wszyscy jakoś odreagowali tę decyzję przywoływacza wcześniej i teraz byli względnie opanowani. Jeszcze godzinę temu Lux płakała z bezsilnej złości, zamknąwszy się w swojej komnacie. Teraz stała blada i wyprostowana, powtarzając sobie, że i tak jest w najlepszej sytuacji. Zawsze walczyła w środkowej alejce i tak samo miało być tym razem. Inni nie mogli być pewni pozycji, jaką zajmą w nadchodzącym meczu. Rumble nadal burczał pod nosem, że zamierza przerwać mentalną więź z tym przywoływaczem, jeśli w czasie walki okaże się takim samym idiotą, jak przy doborze drużyny. Rengar syczał, że tanio skóry nie sprzeda i że czego by mu nie kazali, przy pierwszej lepszej okazji ucieknie z linii i da nura w krzaki. A Vi... Vi nie grzeszyła lotnością. Do ostatniej chwili była przekonana, że imiona, które dostała na kartce, to tylko przewidywania, którzy czempioni mogą cieszyć się popularnością w nadchodzących walkach. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogą zostać wezwani na arenę dokładnie w takim składzie.
Tylko Rammus, gdy przedstawiono mu kompanów, mruknął "Ok". Nawet on jednak wydawał się trochę niespokojny. Czekając na sygnał do teleportacji na arenę, zwinął się w kulę i zataczał koła wokół swojej drużyny, coraz szybciej i szybciej, aż iskry szły spod  kolców.
- Vi, uspokój się. - Lux w końcu postanowiła zaprowadzić porządek. - Na pewno nikt nie będzie ci kazał iść na dół. Myślę, że poślą tam Rumbla.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę yordla, czekając na kolejny wybuch gniewu. Ale niewielki wzrostem czempion okazał się wielki duchem. Wynurzył się spod pulpitu swojej maszyny, odłożył klucz francuski i otarł czoło rękawicą. Potem zadarł dumnie pokryty niebieskim futrem podbródek:
- Niech wysyłają! - zadrwił. - Tristy jest wszystko jedno, czy ma wystrzelić w kosmos Swaina, czy Dravena. Niedomyty prostak... Te jego tasaki mogą co najwyżej porysować mi lakier.
Zamyślił się.
- Chociaż ptakoludowi z wielką chęcią wpakował bym rakietę w...
Ogłuszający głos komentatora zagłuszył ostatnie słowo. Nad głowami wojowników pojawiły się snopy błękitnego, oślepiającego światła. Poczuli, jak znana siła prostuje ich ciała, unosi w górę. Ledwo dotykali stopami ziemi. Wrażenie było takie, jakby coś próbowało wyciągnąć z nich duszę, jakby napięły się linki zaczepione w ich głowach i sercach. Zamknęli oczy. Jaskrawe światło przeświecało przez powieki.
Aż do chwili, gdy miękko opadli na kamienny podest za nexusem, nie wiedzieli, gdzie pokieruje ich wola przywoływacza. A gdy usłyszeli brzmiące w umysłach rozkazy, pobiegli bez zastanowienia, nie mając ani czasu, ani możliwości by się sprzeciwić.

Ostatnio edytowany przez LaKotita (2013-07-07 19:22:50)


"Na przejściu na czerwonym świetle stoi harcerz i starsza pani. Babcia kaszle. Na to harcerz:
- Na zdrowie!
- Ale ja kaszlałam, a nie kichałam, chłopcze.
- Jak dla mnie, to pani mogła i ch*jem się zadławić, ale dla harcerza najważniejsze jest dobre wychowanie!"

Offline

 

#9 2013-07-07 20:19:16

Leon

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 9
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Tak, świat bez wątpienia jest pełen dziwactw. Stwierdził to nawet maleńki sklepikarz na wschodnim krańcu Summoner’s Rift. Wąsaty wuj samego Teemo! Szanowany kupiec w Demacii, Noxus i cholera wie gdzie jeszcze! Postać tak niesamowita, tak potężna, że posiadła moc bilokacji (dokładnie tak! Aby móc porządnie rozwinąć interes wujaszek musiał spędzić wiele lat z pewnym czarnoksiężnikiem, który przekazał mu część swych umiejętności!). Dlatego właśnie krewny Teeni zaopatrza w rynsztunek walczących po obu stronach barykady na tejże arenie.
W tej chwili niczym były wszelkie tytuły czy prawdziwa potęga – wszak wiekowy yordl nie mógł poruszyć się wedle swej woli. Tańczył kankana. Jego maleńkie kosmate ciałko wykonywało komiczne ruchy; tylne kończyny, jedna po drugiej, wystrzeliwały w powietrze pod takt zasłyszanej tylko jemu muzyce. Brakowało jeno szkarłatnej sukni w falbany, lecz zaklęty kupiec i na to znalazł sposób – chwytał końce wyimaginowanej kreacji i tańcował bez końca. Nie przestał nawet, gdy pojawili się bohaterowie Ligi Legend. Wielkie oczy yordla dostrzegły jak na podeście pojawiali się kolejno: Rumble, Vi, Lux, Rengar oraz Rammus.
Stało się jednak coś dziwnego. Było ich tutaj za dużo!
- Jest was tutaj zbyt wielu! – zaskrzeczał wujek Teemo, gdy jego łapki nadal wystrzeliwały pod takt kankana. - Cała Liga Legend schodzi na psy, ja wam to mówię! Błagam, niechże ktoś mi pomoże!
Lewa łapka, prawa łapka, lewa łapka, prawa łapka…
Fantastyczna piątka nie zdążyła zareagować. Zamiast głosów Przywoływaczy słyszeli jeno dziwaczny szum w swych umysłach, który z sekundy na sekundę stawał się nie do zniesienia. Ból zdominował nad ich umysłami, choć przyczyna była wciąż nieznana. Słów kupca zaś nikt nie zrozumiał.
- Aaach! – jęknęła Lux, rzucając na ziemię różdżkę i przykładając dłonie do skroni. – To… to tak bardzo boli…
Rammus zwinął się w kulkę i z zadziwiającą prędkością pognał przed siebie targany tajemniczą migreną. Chwilę później zniknął w gęstym lesie. Ślad po pancerzniku zaginął.
I w tej chwili zza jednej z nexusowych wież pojawiła się ona. Odziana w czarną obcisłą suknię sunęła tuż nad ziemią, prosto w ich stronę, a jej spojrzenie zdradzało niezmąconą żądzę. Żądzę przelania krwi, zadania bólu, siania spustoszenia…
Włosy koloru czerwonego, spływały gorejącą kaskadą po jej łopatkach. Nadgarstki opięte miała ćwiekowanymi bransoletami, a obfite piersi niemal wylewały się z dekoltu. Jednak nie to było najcudowniejsze. Najcudowniejszy był instrument, który sunął wraz z nią. Etwahla. Legendarna broń Sony. Jedyny w swoim rodzaju instrument. Przedmiot ten po obu stronach zakończony był ostrzami, środek zaś wieńczyła ogromna czaszka bliżej niezidentyfikowanej istoty. Struny drgały, rozsiewając niepokojącą melodię. Sona milczała. I to był jej największy problem; nie mogła się skomunikować z własnymi towarzyszami. Niewątpliwie ich przestraszyła, lecz nie to było jej celem.
Dlatego jej lico złagodniało. Chcąc westchnąć, zagrała smutną melodię. Potem wyciągnęła kawałek papieru i mazak spod etwahli i zaczęła coś bazgrolić.
Drużyna Ligi Legend była skołowana – stali jak wryci z wybałuszonymi oczyna. Po chwili Sona wyciągnęła ku nim zapisaną kartkę:

JA BĘDĘ WASZYM STRZELCEM, SPECJALNIE SIĘ PRZEBRAŁAM
PRAWDA, ŻE ŁADNIE? : - )



Unosząca się parę centymetrów nad ziemią Sona z Pentakill uśmiechała się w sposób dość przerażający. Była jednak po ich stronie; wieże jej nie atakowały, więc pozornie nie było się czego bać.
Problem leżał gdzie indziej. Było iść sześcioro, licząc Rammusa, który targany migreną pojechał do dżungli. W dodatku połączenie z Przywoływaczamy nie powiodło się. Co mieli teraz robić? Być może mieli przewagę, a być może przeciwników było jeszcze więcej…
- Trzydzieści sekund do pojawienia się stworów. – rozległ się obojętny kobiecy głos, przebijając się przez rockowe melodie Sony i szumy w głowach bohaterów.
Zasiano ziarno chaosu tuż przed rozpoczęciem bitwy.

Ostatnio edytowany przez Leon (2013-07-07 22:03:25)

Offline

 

#10 2013-07-07 22:48:52

Requ

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 15
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

- Czujecie? Lux spoglądała kolejno na swoich dowarzyszy z rosnącą paniką. - Przywoływacze próbują się z nami połączyć, ale nie moga, bo jest nas tu za dużo!
Uśmiech Sony zszedł z jej twarzy, kiedy szybko przeliczyła swoich towarzyszy, jej oczy otworzyły sie szeroko, a spod jej palców uniosły się ostre, nieprzyjemne dzwięki. Rammusa nie było, a ich piątka czuła jak Przywoływacze błądzą po omacku po ich umysłach, nie mogąc dojść do ładu z ich nieregulaminową ilością. Rumble, podobnie jak cała reszta przyglądał się całej scenie z szokiem i przerażeniem, lecz doświadczenia wczorajszego wieczoru sprawiły, że był przygotowany na możliwe komplikacje.
- Słuchajcie. Odezwał się w końcu - Dopóki jest nas tu tyle, wszystko diabli wezwą, nie ma Przywoływaczy, nie ma meczu, Noxus wygra z zasady. Więc musimy się podzielić. Wy idźcie walczyć, ja zejdę z pola walki. Potem pomyślimy skąd u diabła wzięła się tu nagle Sona.
Sama Sona przyglądała się wszystkiemu z przejęciem i poczuciem winy. Sięgnęła po kartkę kiedy rozległ się głos:
Pojawiły się stwory.
- Słyszycie! Szybko, dupy na podesty, ja schodzę!
- Ale...
- JUŻ! Rumble uruchomiły Tristy która z przewlekłym świstem pary ruszyła się i staneła obok sklepikarza. Kiedy Rumble znalazł się poza polem walki, połączenie między Przywoływaczami a bohaterami wróciło. Widział jak oczy jego towarzyszy rozgłysły światłem i jak pognali ile sił w nogach w kierunku swoich alejek.
Następne minuty były wielce stresujace dla yordla. Co chwilę stawał na czubku swojej maszyny próbując dostrzec jak idzie jego przyjaciołom, był jednak wciąż za niski, a walki działy się zbyt daleko. Może gdyby stanął na palcach...
Wtedy, nagle, coś zasyczało obok niego. Nagły dzwięk go przestraszył, stracił równowagę i spadł ze swojej maszyny prosto na ziemię.  Kiedy zebrał się z ziemii spojrzał na podest, gdzie materializowała się Lux. Jej twarz pełna była strachu i wściekłości. Znalazła spojrzeniem Rumbla.
- Mieli wolne pole przez tych kilka kluczowych pierwszych minut. Mają olbrzymią przewagę taktyczną...Tak jest na wszystkich liniach...Księżniczka zebrała się i szybko podeszła do straganu.
- Sklepikarzu, szybko, potrzebuję ekwipunku!
Rumble nie przyglądał się zakupom Lux. Znów patrzył w dal. To co się tutaj stało musiało być robota Swaina. Najpierw trucizna, potem ta szósta osoba która zdezorientowała ich na początku starcia... To na pewno nie wszystko. To tylko elementy jego planu. Cholera, pomyslał yordl, było wziąć od drania tę fiolkę, byłby jakiś dowód, a tak!? Lux już biegła z powrotem w kierunku aleji. Rumble spędził następnych kilka minut kręcąc się po straganie. Nie miał ochoty wdawać się w dyskusje z podstarzałym sklepikarzem, temu to jednak nie przeszkadzało. Ględził wciąż o tym jak to w dawnych czasach, takie wypadki jak ten byłyby nie do pomyślenia, jak to ukazuje upadek Ligii i obyczajów i...
Znów przeciągły syk. Vi z bukietem bluzgów na ustach pojawiła się. Nie mu nie wyjasniła, ale jej spojrzenie było wystarczająco wymowne. Było źle. Rumble podjął decyzję. Noxianie coś knują, coś sporego, a on jest jedyną osobą która wie, że coś się święci. Yordl poczekał aż Vi podejdzie do sklepikarza, wtedy bardzo cicho zakradł się za nimi i wszedł na kamienną posadzkę Summoner's Rift. Spojrzał przeciągle na jego wspaniałą maszynę która do tej misji musi pozostać na miejscu. Schował się za wieżą, tak by ani sklepikarz ani żaden z fali stworów go nie spostrzegły. Kiedy droga była wolna wybiegł ile sił w nogach poza mury ich bazy i wbiegł w dżunglę. Schował się w wysokich krzakach, takich gdzie nikt go nie dostrzeże. Wiedział, że łamie wszystkie możliwe zasady Ligii, ale musiał to zrobić. Swain i jego kanalie coś knują, a on ich na tym przyłapie. Znajdzie dowód, wtedy to oni bedą odpowiadali przed Ligą, nie on.  Rozejrzał się dookoła - nikogo. Wyszedł z krzaków i zaczał się skradać. Po raz pierwszy jego nikły wzrost okazał się przydatny. Stawiał stopy cicho jak ninja. Ha, pomyślał, Kennen byłby ze mnie dumny!  Może przyjąłby mnie do swojego bractwa, powiedział gdzie mogę dostać takie małe... Z zamyślenia wyrwało go spojrzenie czerwonych ślepi. Upiory zamieszkujące tę część lasu patrzyły na niego, niemogąc nic mu zrobić póki on nie podniesie na nie ręki. Rumble spojrzał na nie przerażony. Były olbrzymie, nawet najmniejsze z upiorów były od niego wyższe. Nigdy tego nie zauważył, kiedy bez najmniejszego problemu eksterminował je dzięki pomocy Tristy. Spojrzenie dzięsiatek oczu sprawiło, że znów poczuł się bardzo mały i bardzo słaby.  Cicho odwrócił się i skierował swoje kroki w kierunku następnych krzaków. Aby w nie wskoczyć, musiał wejść do rzeki. Woda sięgała mu do pasa, a kamieniste dno było śliskie. Wokół pałek wodnych latały muchy. Rumble starając się zignorowac morką bieliznę wszedł między wysokie trawy.
Mam cię śmierdzielu, pomyślał, gdy wyjrzał na drugą stronę krzaków, skąd miał idealny widok na środkową aleję gdzie walczył Swain i Lux.  Starzec miał wyraźną przewagę, zarówno taktyczna jak i ekwipunku - owoc kilku minut swobodnego wybijania stworów.  Jednak nie był tak efektywny jak zazwyczaj. Rumble mierzył się z generałem już kilka razy i wiedział, że czegoś brakuje. Na trawie co chwilę rozbłyskały upiorne mandale Nigdyruchu a Luxanna kilkukrotnie dostała zielonym płomieniem Udręki, niby wszystko normalnie, brakowało tylko...
- O cholera... Mruknął Rumble. Nie było kruka. Nie siedział na ramieniu generała ani nie latał pośród stworów. Nie udręczał Lux swoimi wyniszczającymi atakami Nie wyjadał nawet resztek padliny. Nie było go nigdzie. Rumble nie wiedział co to znaczy, ale czuł, że to nic dobrego. Wiedział, że musi znaleźć  przeklętego ptaka nim będzie za późno.
Nie zauważył jednak dwóch rzeczy.
Był tak zaaferowany swoimi przeszpiegami, że nie dostrzegł, że na drzewie, tuż nad nim przysiadł zdumiewająco wielki ptak, który z wysokości przyglądał mu się sześciorgiem przerażających czerwonych oczu.
Druga rzeczą, której nie mógł był dostrzec, było to, że przez cała walkę z Lux, generał Swain uśmiechał się pod swoją chustą.

Offline

 

#11 2013-07-08 15:12:52

 Talvi

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 22
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Początkowo walka w górnej alei przebiegała spokojnie. Vi nawet zapomniała o problemach, jakie chwilę temu trapiły jej drużynę. Więź z przywoływaczem była już stabilna. Co więcej, nie mogła zbytnio narzekać na jego poczynania. Mimo iż jej przeciwnik – Darius, krwawy oprawca z Noxus, dominował w górnej alei, ona nie odstawała od niego ani w poziomie złota, ani doświadczenia. Gdy gigant próbował dorwać ją i wyprowadzić swoje śmiercionośne ataki, zazwyczaj udawało jej się sparować je, bądź zasłonić się magnetyczną tarczą.  Wydawało się, że wkrótce obydwoje powrócą spokojnie do bazy, by spróbować swych sił w walce ponownie, z lepszym wyposażeniem. Po pokonaniu kolejnej fali wrogich stworzeń, Vi cofnęła się za swoją wieżę i rozpoczęła proces powrotu do bazy. Z niepokojem przypatrywała się psychopatycznemu uśmiechowi na twarzy swojego wroga, zastanawiając się, jak bardzo ludzie z Noxus różnią się od tych z Demacji, czy Piltover.

Wtedy się zaczęło. Ziemia pod jej stopami rozbłysnęła od magicznych symboli. Zaskoczona nie miała najmniejszych szans, by ich uniknąć. Szpony pochwyciły jej stopy, które momentalnie przyrosły do ziemi. Z głębi dżungli, zza jej wieży wyłonił się Swain. Poznała go bez problemu gdy płomień uderzył w nią, pulsacyjnie wysysając całą energię. Gdy tylko zaklęcie przestało działać trafiła prosto pod ostrze Dariusa. Noxiański gigant za nic robił sobie ataki wieży, te wydawały się odbijać od jego zbroi, cicho łechcąc jego ego. Sytuacja była beznadziejna. Od przelania pierwszej krwi dzieliły ich dosłownie sekundy. Na nic zdawały się próby uników, odskoków. Tarcza nie była w stanie pochłonąć całego gradu ciosów, które spadły na waleczną dziewczynę. Vi oznacza waleczność. Niestety, nie tym razem. Tej walki nie zdoła wygrać sama.

Na szczęście, nie musiała. Od linii wroga zbliżała się do niej okrągła, rozpędzona kula. Ciągnąc za sobą tumany dymu uderzyła w Dariusa. Zdezorientowany przeciwnik postanowił salwować się ucieczką. Odporny początkowo na ataki wieży, z każdym kolejnym tracił coraz więcej sił, a niespodziewana wizyta pancerznika pokrzyżowała jego plany. Niestety, wielki taktyk miał dużo więcej odwagi. Zbliżył się do wieży, by wymierzyć dziewczynie śmiertelny cios. Jego laska już miała uderzyć jej lico, gdy Rammus bohatersko błysnął pomiędzy niego, a dziewczynę. Ich wzrok spotkał się. Wyraz twarzy Swaina zdawał się mówić: „I co? Co niby chcesz zrobić? Mała, nędzna kreaturo. Myślisz, że jesteś w stanie pokrzyżować moje plany?”. Nie znał on jednak prawdziwej mocy Rammusa. Tego, co czyniło z niego śmiertelne zagrożenie na polu walki. Nie była to bowiem, ani jego obronna kula, ani jego wystające z twardej skorupy ostre kolce, nie były to  nawet trzęsienie ziemi, które potrafił przyzwać na swoje zawołanie. Była to potęga prowokacji. Kpiny.

- Masz małego ptaka.

Swain stanął jak wryty.

- COOOO?! Jak śmiesz, Ty. TY! TY BLUŹNIERCO!!! - Jerycho nigdy nie przypominał sobie, by kiedykolwiek dał się ponieść aż tak swoim emocjom. Nigdy nie obchodziło go to, co inni mówili na jego temat, ale Beatrice? Jak ktoś mógł tak obrazić jego ukochanego ptaszka? Przez chwilę, kierowany wewnętrznym, nieposkromionym szałem począł ciskać w małą kulkę wszystkim, co było tylko w jego zasięgu. Całkowicie zapominając o Vi, całkowicie zapominając o wieży, która w międzyczasie przestała już bić uciekającego Dariusa, obierając za cel jego samego.

Musiała na moment stracić przytomność. Z letargu wyrwał ją rozkazujący ton przywoływacza. Gdy otrząsnęła się, zobaczyła nad sobą pocieszną główkę Rammusa.
- Ok? - Zapytał pancerznik i wydawać by się mogło że jego głos pełen jest czułości i troski.
- Chyba... tak. - Wykrztusiła dziewczyna, splunąwszy własną krwią na ziemię. - Co ze Swainem?
Rammus wzruszył ramionami i wskazał łapką na ścianę lasu.
- Uciekł?
- Ta.
- Cholera... niewiele brakowało.

Ostatnio edytowany przez Talvi (2013-07-08 17:25:39)


Why Vi? Becouse TalVi... Hahahahahahahahahahahahahahahaha... Get it?

Offline

 

#12 2013-07-08 15:54:39

 LaKotita

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 8
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

- Nie masz się co oglądać na boki, moja śliczna. Jesteśmy tu sami, tylko ja i ty.
Ogorzałą twarz Dravena wykrzywił obleśny grymas, który chyba miał być uśmiechem. Białe zęby błysnęły drapieżnie. Kat wsparł się na jednym ze swoich toporów, stając w prowokacyjnie swobodnej postawie. Uważał, że tak wygląda najkorzystniej. Zupełnie, jakby nie przejmował się walką, jakby był ponad to wszystko. Taka pewność siebie działała na kobiety zniewalająco...
Istotnie, czerwonowłosa piękność zatrzymała się nagle i przyjrzała mu z uwagą. Zadowolony z efektu, podkręcił zawadiacko wąsa.
Muszę to zrobić, pomyślała Sona. Chociaż wielokrotnie pomagała wojownikom zabijać, zatrzymując wrogów w miejscu potęgą swojej muzyki, sama zawsze obawiała się stawać do otwartej walki. Wiedziała, że musi się uspokoić, że od tego zależy powodzenie jej misji. Dlatego przestała zwracać uwagę na zaczepki Noxianina i skupiła na mentalnej więzi. Wiedziała, że przywoływacze chętnie słuchają jej łagodnego głosu i nigdy nie musiała się z nimi spierać, tak jak inni czempioni. Współdziałała ze swoim panem w doskonałej harmonii.
- Słuchaj, to nic osobistego. - usłyszała nagle poufały głos Dravena. Podszedł zdecydowanie zbyt blisko niej, omijając tłum niskich, błękitno ubranych stworków. - Tutaj musimy walczyć, ale po godzinach...
Odpłynęła z gracją kilka metrów w tył, przyśpiesząc swe ruchy odpowiednim akordem. Rosły oprawca chyba nie zrozumiał aluzji.
- Bardzo ci ładnie w tych włosach. - zamruczał. - Zawsze lubiłem rude babki, zwykle mają charakterek... Tak jak nasza Kata. Ale nawet ona nigdy nie pokazuje tyle cycuszków, co ty w tej kiecce, maleńka...
Sona poczuła gorąco na twarzy. Rumieniec gniewu wykwitł jej na policzkach. Mimo sugestii przywoływacz nadal nie zgadzał się na atak. Co więcej, kazał jej cofnąć się jeszcze trochę. Chcąc nie chcąc, delikatnie odpłynęła w cień niebieskiej wieży. 
- Oj, teraz to udaje wstydliwą! - zaśmiał się wąsaty kat, zbliżając się powoli. - Wszystkie tak na początku udają. Dopiero sam na sam pokazują, na co je stać!
W tym momencie Sona poczuła, że przywoływacz przestaje ją powstrzymywać. Momentalnie opanowała emocje. Opuściła długie rzęsy, a potem podniosła powieki, patrząc Noxianinowi w oczy. Uśmiechał się. Ona także się uśmiechnęła i uniosła lekko dłoń w jego stronę. Podszedł bliżej, chcąc dotknąć jej drobnej, białej ręki swoim twardym, opalonym łapskiem. Jeden z toporów zawiesił na plecach.
- To co, po meczu? - zapytał. Jego oczy, usta, postawa; wszystko wręcz promieniało dumą i samozadowoleniem.
W tym momencie Sona opuściła dłoń. Struny etwahli rozbrzmiały donośnie, szarpnięte z całej siły. Draven stanął jak wryty, gdy uderzyła go fala dźwięku i złocistej mocy. Naraz wydarzyło się wiele rzeczy. Uśmiech zniknął z twarzy oprawcy, zastąpiony zaskoczeniem i wściekłością. Błękitna wieża, dotychczas uśpiona, wystrzeliła kulę energii i uderzyła Noxianina w pierś. On sam, nie wiedzieć czemu, podskoczył nagle i wyciął hołubca, uderzając w powietrzu stopą o łydkę, tak jak zwykle podczas popisów na festynach. Nie mógł się zbliżyć do tej zdradzieckiej, przeklętej, kłamliwej suki, która już tchórzliwie wycofywała się za wieżę. Ale moc jej muzyki się skończyła, gdy struny instrumentu przestały drgać. Mógł się poruszać! Zaślepiony furią, upokorzony, wyciągnął rękę, by złapać kobietę za jej długie, powiewające na wietrze włosy i...

PIERWSZA KREW! - rozległ się zachwycony głos komentatora.


Na wszystkich liniach walczący zatrzymali się na moment i unieśli głowy. Na niebie ukazały się portrety czempionów, którzy przed chwilą starli się w pierwszej śmiercionośnej potyczce tego meczu. Serca Demacian zadrżały, gdy ujrzeli łagodną twarz Sony. Ale chwila! Połączone z ich świadomością umysły przywoływaczy wyraźnie zanotowały punkt dla ich drużyny! W swojej alejce Vi, która właśnie wypluła własną krew, wyszczerzyła zęby w makabrycznym uśmiechu. Lux podskoczyła, klaszcząc i wyjąc głośną owację. Tylko Rengar i Rammus nie wydali okrzyków radości – dżungla wymagała bycia bezszelestnym.

Ostatnio edytowany przez LaKotita (2013-07-08 17:06:32)


"Na przejściu na czerwonym świetle stoi harcerz i starsza pani. Babcia kaszle. Na to harcerz:
- Na zdrowie!
- Ale ja kaszlałam, a nie kichałam, chłopcze.
- Jak dla mnie, to pani mogła i ch*jem się zadławić, ale dla harcerza najważniejsze jest dobre wychowanie!"

Offline

 

#13 2013-07-08 17:16:56

Leon

Moderator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 9
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Morale drużyny zdecydowanie wzrosły po niespodziewanym zwycięstwie Sony. Wirtuozka strun wróciła do bazy i w ciszy wskazywała kupcowi co chce zakupić. Z nowo nabytymi błyskotkami stała się zdecydowanie silniejsza, więc czym prędzej pognała w las, by nie dać odrobić strat odrażającemu przeciwnikowi. Czuła pulsując w sobie moc. Dodatkowo pieśń prędkości pozwoliła jej być na miejscu zdecydowanie szybciej. Sona czuła się nieco pewniej, choć wciąż nie mogła lekceważyć Dravena. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a obudził się prawdziwy duch sadysty. Zatem znowu musiała przechytrzyć go muzyką i sprytem.
Rengar siedział przyczajony w krzaku, nieopodal legowiska legendarnego Barona Nashora. Czuł jego obrzydliwy smród, który nawet tak doświadczonemu łowcy nie dawał odetchnąć pełną piersią. Słyszał jego pomrukiwania, swoiste wezwania do stanięcia z potworem twarzą w twarz. Rengar jednak nie na nim skupiał uwagę – wszak dostrzegł brodzącą po kostki wrogą wiedźmę. Nie raz spotkał się z jej zapachem, nie raz wbił w jej wątłe ciało swe pazury. Nie pamiętał jednak jej imienia. A brzmiało one LeBlanc.
Głowę kobiety zdobił złoty diadem z  pięknym rubinem na środku. Odzienie miała nader skąpe z czarnego materiału, a powietrze wzdymało zdobioną pelerynę z ogromnym kołnierzem. Wykrzywiała się w uśmiechu zdradzającym pewność siebie. Patrzyła w dal. Rengar napiął wszystkie mięśnie, czując nieposkromioną żądzę przelania krwi.
- Zatem ponownie się spotykamy – warknął, choć LeBlanc nie miała prawa tego usłyszeć. – Niemowa nie zgarnie całego splendoru…
Ślepy na jedno oko zwierz ryknął z głębi swych trzewi i rzucił bolą w stronę wroga. Pognał za niczego nieświadomą ofiarą sekundę później. Twarz LeBlanc zdradzała szok i strach, a sama wiedźma stanęła jak wryta. Po chwili skrępowana przez indiańską broń upadła na ziemię i zakryła się dłonią. Tak słaba!, pomyślał tryumfalnie Rengar chcąc rozerwać ludzką kobietę na strzępy. Gdy jednak pazur zetknął się z jej obnażonym brzuchem – postać wiedźmy rozmyła się.
- Tak więc znowu się spotykamy…  a ty znowu mnie zlekceważyłeś.  – rozległ się zimny głos Oszustki. - Targa mną gniew, gdy jakiś zapchlony skurwiel nie docenia śmiercionośnej sztuki iluzji. Zyro!
Na dźwięk znajomego imienia Rengar odskoczył zwinnym kocim ruchem, choć zbyt późno. Szorstkie pnącza spętały jego łapy, a zmaterializowane z niewielkich nasion kwiaty rozpoczęły swe bolesne plucie. Chcąc się wyswobodzić łowca szarpał się, jedynie zacieśniając roślinne pętle. Popełnił szereg błędów, choć nie wiedział gdzie był ich początek. Jak te dwie wątłe istoty zdołały go dostrzec przed atakiem?
I wtedy obie wiedźmy wyszły z ukrycia. Prawdziwa LeBlanc wyglądała identycznie jak klon, na jej twarzy gościł ten sam uśmiech pełen okrucieństwa… tak, Rengar znowu nie docenił jej siły. Znowu przyjdzie mu za to zapłacić. Nie będzie to szybka śmierć.
Cierniowa dama również zrobiłaby wrażenie na kimś, kto nie przeżył tyle ile Łowca. Większość jej skóry pokrywała kora, ludzkie piersi skrywała pod liśćmi, a dłonie obrastały w cierniowe szpony. Była piękna i odrażająca jednocześnie. Oczy Zyry płonęły jak dwa oginiki, chcąc być świadkiem bolesnej śmierci. Wolnym ruchem zamachała totemem tuż przed pyskiem łowcy. Totem był różowego koloru. Rengar nie mógł uczynić żadnego ruchu, choć był świadomy, w jaki sposób uprzedziły jego ruchy.
- Zaczynamy zabawę, koteczku – szepnęła mu do ucha władczyni natury, a wtórował jej mroczny szept lasu. – Zanim staniesz ponownie do walki przecierpisz swoje…
LeBlanc zaniosła się śmiechem. Rengar znowu został unieruchomiony, choć tym razem  eterycznymi łańcuchami.
- Sojusznik pokonany! – zakrzyknęła podniecona komentatorka po kilku minutach tortur.
Komunikat ten zmroził Lux, która niedaleko morderstwa jej towarzysza, zmagała się z najznamienitszym taktykiem Noxus. Swain przewyższał ją doświadczeniem, mądrością, przebiegłością… takie myślenie ją zgubiło. Nie dostrzegła runicznego znaku tuż za nią, gdy chciała się cofnąć. Znieruchomiała.
A potem była już tylko ciemność.
- SOJUSZNIK POKONANY – ryknęła z większą zaciętością komentatorka.
Po ciele Rumble’a przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Bycie świadkiem klęski sojusznika boli zawsze jednakowo. Musiał się ruszyć! Tutaj dzieje się coś strasznego! Nie jest to czysta walka!
I pognał przed siebie, ignorując wszelkie niebezpieczeństwo.
Rumble nie wiedział jednak, że podczas tej bitwy natura nie była po ich stronie.

Ostatnio edytowany przez Leon (2013-07-09 00:17:31)

Offline

 

#14 2013-07-09 02:05:14

Requ

Administrator

Zarejestrowany: 2013-07-05
Posty: 15
Punktów :   

Re: Opowiadanie zbiorowe - League of Legends!

Rumble biegł ile sił w krótkich nogach. Musiał znaleźć dowód na oszustwo Noxus, przecież to nie może dziać się naprawdę! Był zdesperowany i  być może przez tą desperację nie zauważył, że upiorów już nie było na ich małej polance. Nie dostrzegł, że ktoś tu jest. Z krzaków, tych samych w których on sam skrył się wcześniej ktoś wyskoczył i zręcznym ruchem uniósł yordla w powietrze. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Czymże u diabła jesteś szczurze? Nowym stworem w tej dżungli? Ha, na kogoś takiego jak ty nie muszę nawet tępić mojego topora. Dłoń Dariusa zacisnęła się na jego szyji, nie mógł złapać oddechu. Starał się drapać i kopać, ale był za mały być móc zrobić cokolwiek opancerzonemu kolosowi. Kiedy powoli obraz przed jego oczami zaczął się rozmywać, pomyślał sobie, że nie wie, czy po śmierci zostanie odrodzony, jeśli nie jest połączony z przywoływaczem. Umrze nie pokazując swym braciom jaka potęga żyje w yordlach. Jego umysł powoli odpływał pozostawiając go z tą jedną myślą. Zawiódł.
Nagle coś go uderzyło i nagle mógł nabrać powietrza. Zachłysnał się nim i zaniósł się kaszlem. Zorientował się, że to ziemia go uderzyła, gdy wypadł z uścisku Dariusa. Rumble gorączkowo spojrzał za swoim oprawcą. Ten zbierał się z ziemi, kląc parszywie. Miedzy nimi stał teraz pancerznik. Rumble nigdy się tak nie cieszył widząc go, chciał mu podziękować, ale znów tylko zakaszlał. Rammus odwrócił się i spojrzał na niego ze zdziwieniem. Gdyby mógł unieść berw, z pewnością by to zrobił.
- Ok? Zapytał lakonicznie.
- Ta...khe...uwa..żaj..Rumble próbował wskazać na Dariusa który zadziwiająco szybko wstał po uderzeniu i już zamachiwał się toporem.
- Nie pokazuj pleców...Ani nie odkrywaj szyji! Wycedził przez zeby kat, kiedy jego topór upadł na Rammusa. Ten jednak zdąrzył zwinąć się w kulę, uderzenie odbiło się od jego pancerza, pozostawiając jednakże spore peknięcie. Rumble dopiero teraz zauważył, że Rammus jest ranny i mocno osłabiony czy to po poprzednich walkach. Odważnie jednak stanął do boju broniąc go. Starał się odciągnąć Dariusa jak najdalej.
- Twój brat jest lepszy. Tym razem kpina zadzialała aż za dobrze. Darius w szale zaczał walić na oślep swoim toporem, zadając dalej naruszając już uszkodzony pancerz Rammusa. Pancerznik musiał się wycofać, błyskawicznie zwinał się w kulę i zaczął jechać byle dalej, lecz noxiański oprawca wysunął przed siebie topór, zahaczył go o jeden z kolców Rammusa i przyciągnał do siebie. Rumble w tym czasie goraczkowo przeszukiwał pasek za jednym małym urzadzeniem. Czuł, że z przerażenia nie czuje własnych dloni, które błądziły po śrubach, młotkach i kluczach. W końcu wyciągnał małe blaszane pudełko z dużym czerwonym guzikiem. Utkwił wzrok w urządzeniu i zaczął gorączkowo przyciskać guzik raz za razem. Wtedy usłyszał głos.
Sojusznik pokonany!
Podniósł wzrok i zobaczył, że Darius, z krwią zalewającą mu pół twarzy, zbliża się do niego. Próbował wskoczyć w krzaki, ale ten złapał go za nogę i uniósł wysoko.
- Teraz już nikt ci nie pomoże szczurze...Nie wyglądał już jak człowiek a jak rozszalały wilk który zamierza go pożreć.
- No już już już...szybciej...Sapał Rumble rozglądając się gorączkowo wokół siebie.
- Powiedz...co to za uczucie, wiedzieć, że twój przyjaciel poległ z twojej winy? Wzrok yordla szybko zszedł na ciało pancerznika które właśnie unosiło się i znikało by odrodzić się w bazie, która wydawała się tak daleko. Darius brutalnie potrząsnął nim.
- No już. Powiedz!
Rumble zacisnął zęby, w jego oczach pojawiły się łzy wściekłości. Wiedział, że noxianin ma rację. Tak bardzo nie chciał tego przyznać, ale to prawda. Gdyby go tu nie bylo, Rammus mógłby spokojnie wymanewrować przeciwnika i uciec...
Dziwny metaliczny stukot dobiegł z krzaków. Rumble myślał, że już nigdy go nie usłyszy. Wojownik Noxus najwidoczniej tego nie usłyszał. Dobrze. Rumble spojrzał mu w oczy.
- Koszmarne. Nie powinien próbować mnie ratować, kiedy sam był ranny. A mnie nie powinno tutaj być... Teraz ty powiedz, jakie TO uczucie?! Wykrzyknał yordl z całej siły ciskając Dariusowi w twarz drobnym kluczem nasadowym.  Ten złapał się za twarz upuszczając go. Rumble czym predzej dał nura w krzaki,a kiedy Darius, wciąż ścierając krew z nosa za nim podążył trafił na wielką kulę metalu, ognia i bólu.
Tristy leciała na autopilocie plując na oślep ogniem i harpunami, staranowała zupełnie niespodziewającego się Dariusa.  Po chwili nad Summoners Rift znów rozległ się głos.
Przeciwnik pokonany!
Rumble wspiął się na pokład Tristy i obrał kurs na bazę. Wiedział, że zrobił coś karygodnego. Nie miał żadnego prawa przebywać tu, nie mówiąc o braniu udziału w walce. Nic takiego się jeszcze nie zdażyło, jeżeli ktoś o tym wspomni...W sumie nawet nie wiedział jaka kara go czeka. I jaka kara czeka jego drużynę. Chciał przyłapać Swaina na oszustwie, nak bardzo chciał, ale nie kosztem dobra drużyny. Cóż, być może jakoś sobie poradzą. To dobry zespół.
- Cóż Tristy, tyle jeśli chodzi o zabawę w Kennena. Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko co tutaj zaszło uda się zmieść pod stół...
Jakby w odpowiedzi na jego słowa, gdzies pośród konarów rozległo się krakanie. Yordl spojrzał w górę i zobaczył wielkiego kruka który zrywał się do lotu. W szponach coś trzymał. Coś dużego i błękitnego.
Coś co wyglądało jak Kamień Wizji.

***

Miasto tętniło życiem nawet późnym wieczorem. Głosy, śmiechy, wyzwiska a nawet donośne pierdy tworzyły niepowtarzalną atmosferę wieczorów w tawernach. Nie mogła powiedzieć, żeby to lubiła; wszekże, to nie wypada. Ale nie mogła z czystym sumieniem przyznać, by ją to odpychało. Ten gwar był równie naturalny co szemrzący strumyk w górach. Mimo wszystko dość skutecznie zagłuszał transmisję.
Jak każdy członek Ligii miała niewielki kryształ, w którym mogła obserwować te mecze Ligii w któych nie uczestniczyła. Co prawda długo nie mogła się przekonać do tego wynalazku, ale ostatecznie, kiedy w walce biorą udział bliske osoby...
Póki co walka była dość wyrównana. Jedna śmierć na korzyść Noxus, jeszcze nic nie było przesądzone.  Rengar właśnie wyzionął ducha, Lux się zagapiła...niedobrze. Przynajmniej Vi sobie jakoś radzi...Zważywszy na okoliczności.
Nagly komunikat o śmierci Rammusa ją zdziwił. Czemu w takim stanie postanowił zaatakowac Dariusa? Na dodatek sam Darius chwile potem po prostu wszedł do krzaka i...umarł. Coś tu nie grało.
Poruszyła palcami ponad kryształem, cofając transmisję. Patrzyła uważnie co się dzieje. Kątem oka dostrzegła jakiś niebieski kształt. Zmrużyła oczy. Jeszcze raz obejrzała fragment, szczegóły gubiły sie w zamazanym obrazie i załamaniach kryształu, ale to ewidentnie sylwetka yordla. Bardzo mała i niewyraźna, ale jest. Zaś jeśli chodzi o śmierć Dariusa...Całe zajeście było jeszcze bardziej niewyraźne, na dodatek skryte w krzaku, ale mogłaby przysiąc, ze widziała ogień i pioruny.
Odstawiła kryształ. Uniosła kufel do ust i zrobiła duży łyk.
Z tym meczem było coś nie tak i jeśli ktoś ma dojść do tego, co dokładnie, to tylko ona.
Odstawiła kufel=i założyła kapelusz. Wstając, mruknęła pod nosem
- Biorę tę sprawę,

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zdolni-pisarze.pun.pl www.artofvoodoo.pun.pl www.klaps.pun.pl www.kalservs.pun.pl www.kidsfree.pun.pl